Przepraszam, ze tak długo nie pisałam. Kłopoty w domu i w szkole....
Zamieszanie z ocenami :(
Groziła mi poprawka z matematyki :(
Nigdy chyba jej nie zrozumiem....
Do rzeczy już w najbliższą środę nowy rozdział zaś dziś taki dodatkowy bonus :D
Wiem, że przy bohaterach, pierwotnych ninjach dodałam dwie postacie, które są wymyślone przeze mnie tzn. Clary i Angel. Dzisiaj przedstawię wam historię jak Lloyd i Clary się poznali i jak potoczyło się ich uczucie :)
******************************************************************************************************************
Pewnego razu, Lloyd poszedł na spacer
do lasu. Co tam właściwie robił? Musiał odetchnąć świeżym
powietrzem tam gdzie nikt go nie zobaczy. Jednak wiedział, że musi
się spieszyć, gdyż niedługo ma trening ze swoim ojcem. Los tak
chciał, że spotyka tam pewną dziewczynę, która siedziała do
niego bokiem oparta o wielki dąb. Mimo tego nie widział jej twarzy,
gdyż miała na sobie kaptur od zielonej bluzy. Skąd więc wiedział,
że to dziewczyna? Gdy podszedł bliżej ujrzał, że ma przed sobą
książkę, którą wertuje. Jednak żaden szanujący się mężczyzna
nie ma pomalowanych paznokci, ani na fioletowo ani na żaden inny
kolor.
-Kim jesteś? - spytał.
Przestraszona bardzo szybko wstała,
lecz nadal stała bokiem do niego. Zerknęła w jego stronę. Nie
pozwoliła się jednak odsłonić przed nieznajomym. Niespodziewanie
zaczęła szybko biec przed siebie. Blondyn nie chcąc jej zgubić
ruszył w pościg za nią, mimo iż ma się spotkać za parę minut z
ojcem na polanie. Lecz nie słuchał się teraz rozumu tylko własnego
instynktu. Niestety była zbyt szybka. Zgubił ją. Przejrzał
jeszcze najbliższą okolicę i postanowił wrócić. Dobrze wiedział
iż jeśli się spóźni, to będzie musiał się tłumaczyć a
raczej to spotkanie postanowił zachować w tajemnicy i nikomu się z
tego nie zwierzać. Zastanawiał się nad tą sprawą i szczerze
mówiąc zagłębił się głębiej niż przypuszczał. Gdy udało mu
się znaleźć właściwy szlak minęła dobra godzina. Gdy dotarł
znowu na polanę nikogo tam nie spotkał i myślał iż pomylił on
czas i może jego ojciec jeszcze się nie pojawił, ale się
przeliczył.
-Lloydzie Montgomery Garmadonie.....
gdzie się podziewałeś?
-,,O nie." - pomyślał. - Ja po prostu.... zabłądziłem.
-,,O nie." - pomyślał. - Ja po prostu.... zabłądziłem.
-Zabłądziłeś? Przecież chodzisz tą
drogą i w te tereny bardzo często?
-Zamyśliłem się......... i .....
s......skręciłem z złą drogę. Zanim się zorientowałem nie
wiedziałem gdzie jestem.
-No dobrze. Wracajmy do domu, bo twoja
matka zacznie się niepokoić.
-,,Na całe szczęście mi uwierzył."
- pomyślał, ciesząc się, że niczego nie wykrył.
Chociaż na swoich plecach czuł ciągle
wzrok swojego taty.
-,,Nie wiem czemu, ale nie powiedział
mi całej prawdy. Czuje że ukrył przede mną jakiś ważny fakt."
- pomyślał starszy mężczyzna patrząc na swojego nastoletniego
syna.
Gdy dotarli do domu chłopak od razu
zaszył się w swoim pokoju. Chciał dzisiejszy dzień przemyśleć.
-Jak tam trening? - spytała Misako
swojego męża, gdy tylko przekroczył próg drzwi.
-Nie było go.
-Jak to nie było?
-Gdy zaszedłem na miejsce Lloyda nie
było, więc czekałem. Zjawił się dopiero około parę minut temu.
Twierdzi, że wszedł na złą ścieżkę i się zgubił. Ale...
-Ale co?
-Nie wiem czemu, ale czuje że nie
powiedział mi wszystkiego.
-Chyba troszeczkę przesadzasz.
Przecież Lloyd by cię nie oszukał. Przecież on cię kocha.
-Wiem. Ciebie również. - i oboje się
roześmiali.
Nareszcie od tych wielu lat mogą być
normalną rodziną. Tymczasem zielony ninja leżał bezczynnie na
łóżku. Nie wiedział czemu to całe zajście tak zawładnęło jego
sercem. Chciał dowiedzieć się kim ona jest. Był po prostu zbyt
ciekawski. Nie chcąc zbudzać podejrzeń postanowił wyjść przez
okno. Korzystając ze swoich zdolności wylądował na ziemi bezgłośnie i ruszył w kierunku lasu. Gdy dotarł na miejsce
zobaczył leżącą na ziemi kawałek materiału.
-,,Czy to nie jej bluza?" -
pomyślał.
-Skąd masz moją bluzę? - usłyszał
to pytanie i odwrócił się w stronę skąd dobiegał ten głos.
Za drzewem ujrzał stojącą osobę.
-Podejdź do światła. - rzekł
blondyn.
Ona zachwiała się na chwilę, ale w
końcu wyszła z cienia. Gdy chłopak ujrzał ją w całości,
zaniemówił. Miała na sobie niebieski t-shirt oraz niebieskie
jeansy a jej włosy były koloru brązowego, luźno puszczone.
-Kim jesteś? - spytał
Jednak ona milczała.
-Nie zrobię ci krzywdy. - rzekł.
-Jestem... Clary Swift.
-Miło mi cię poznać. Nazywam się
Lloyd Garmadon. Co ty w ogóle robisz w tym lesie?
-Ja po prostu spędzam czas i próbuje
lepiej porozumieć się z wiatrem.
-Hę?
-Oh.. nie powinnam tego mówić.
-Zaraz. Jesteś mistrzynią wiatru?
-Tak skąd wiesz?
-Bo ja jestem zielonym ninją.
-Zielonym ninją? Pierwszy raz słyszę.
-Żartujesz chyba? Razem z moimi
przyjaciółmi ocaliliśmy niedawno świat.
-Przepraszam, ale przeprowadziłam się
tutaj dopiero wczoraj i samotność na mnie źle wpływa.
-Mieszkasz sama?
-Tak.
-A twoi rodzice?
-Nie znam swoich rodziców. Mój wujek
nigdy o nich nie mówił. Mam tylko jego i moją kuzynkę. Ale wolę
mieszkać sama niż z nimi.
-Dlaczego?
-Przepraszam, ale nie mogę ci tego
powiedzieć.
-Zaraz moment, nie chcesz mi chyba
powiedzieć, że uciekłaś?
Na to pytanie spuściła głowę. Widać
było po niej, że chyba tak.
-Nie powiesz nikomu, że mnie tu
widziałeś?
-Nie, ale znów chciałbym się z tobą spotkać. Może jutro, z samego rana w tym miejscu.
-Dobrze, miło cię było poznać
Lloyd.
-Ciebie również Clary.
Gdy dziewczyna zniknęła mu z oczu,
najszybciej jak umiał popędził do domu. Bezszelestnie wspiął się
po ścianie na górę i zniknął idealnie na czas pod kołdrą, gdy
niespodziewanie drzwi się otworzyły. Musiał udawać, że śpi i
uregulować swój oddech, który jest trochę za szybki. Poczuł jak
ktoś się nad nim pochyla, lecz po chwili odszedł. Gdy drzwi się
za nim zamknęły, zsunął z siebie koc i zapalił lampkę. Nie mógł
uwierzyć w to co się stało. Już wiedział kim ta tajemnicza osoba
jest, ale dzięki temu jego ciekawość jeszcze bardziej wzrosła.
Chciał z kimś o tym porozmawiać. Ale z kim? Ojciec odpada, wyszło
by na jaw kłamstwo i w dodatku gdyby się dowiedział o jego
wieczornej wycieczce bez pozwolenia, miałby przechlapane. Jego matka
również. Od czasu ostatecznej bitwy stali się za bardzo
opiekuńczy. Chętnie by pogadał z Kai'em, ale grom jego wie gdzie
akurat przebywa z resztą jego przyjaciół aktualnie. Rzucił się
więc ponownie na łóżko. Jednak nie zasnął tej nocy wcale. Gdy
tylko pojawiły się pierwsze promienie słońca, nabazgrał na
kartce że poszedł na spacer i zostawił na stole w kuchni. Szybko
pobiegł w umówione miejsce a ona już tam na niego czekała.
-Cześć. - rzekł wchodząc na znajomą
polanę.
-Oh... witaj.
-Powiedz mi, chciałabyś zwiedzić
miasto?
-Pewnie, oprowadzisz mnie?
-Tak.
I oboje wyszli z lasu kierując się
okrężną drogą w stronę miasta.
-Więc skąd pochodzisz? - spytał
niespodziewanie brunetkę, gdy szli chodnikiem w kierunku centrum.
-Ja... przybyłam z wschodu.
-Mieszkałaś nad morzem?
-Tak. Uwierz mi to cudowne czuć tą
morską bryzę.
-Hm...Tak. Jaki jest twój ulubiony
kolor?
-Zdecydowanie fioletowy oraz przez
żywioł wiatru kocham również niebieski i zielony. A twój?
-Zielony. Jestem przecież zielonym
ninją.
Na co ona się zaśmiała a on się
uśmiechnął.
-Co lubisz robić w czasie wolnym?
-Bardzo lubię czytać książki. A
ty?
-Ja wolę grać w gry komputerowe.
-Ja wolę grać w gry komputerowe.
-Rozumiem. Mieszkasz z kimś?
-Z rodzicami. Ale skoro uciekłaś to
gdzie mieszkasz?
-Znalazłam stary domek na drzewie.
Trochę go uprzątnęłam i nadaje się do mieszkania.
-Muszę przyznać, że masz szczęście.
Więc lubisz czytać?
-Tak.
-Więc chodź. Pokaże ci miejscową
bibliotekę.
Wziął ją za rękę i pobiegł przed
siebie skręcając w różne zakręty. Nie mając innego wyboru
musiała mu zaufać. Jednak to co zobaczyła przeszło jej
oczekiwania. U jej wujka była duża biblioteczka, ale to przeszło
jej oczekiwania. Dziewczyna była oszołomiona.
-Podoba ci się.
-Uwierz mi jak się całe życie
wychowywałeś na wyspie... - rzekła zanim ugryzła się z język.
-Wychowywałaś się na wyspie?
-Tak. Wujek mnie nigdy nigdzie nie
puszczał. Na całej wyspie miał swoich ludzi, więc nie mogłam
odejść zbyt daleko niezauważona.
-Jejku. Przepraszam. - rzekł.
-Nie musisz przepraszać. Nie
wiedziałeś, więc to nie twoja wina.
Gdy wyszli z budynku, obeszli miasto,
aż nastało późne po południe.
-Powinnam już iść. Dziękuje ci za
dzisiejszy dzień. Żegnaj. - rzekła i pobiegła z dużą
prędkością.
-Cześć. - zdążył rzucić i pognał
natychmiast do swojego domu.
Gdy tylko otworzył drzwi zobaczył
surową minę swojej matki.
-Lloydzie Montgomery Garmadonie! Gdzieś
ty się tyle czasu podziewał.
-Przecież zostawiłem wiadomość na
stole w kuchni.
-Tak. Ale żeby od razu na cały dzień?
- spytała patrząc już z milszą miną.
-Przepraszam. Po prostu to nie jest dla
mnie naturalne. Praktycznie przez całe moje dotychczasowe życie
nikogo nie miałem. Chyba jeszcze do tego do końca nie przywykłem.
-Mój synek. - rzekła i go przytuliła.
-Mamo! - krzyknął i się roześmiał.
-Coś mnie ominęło? - spytał Garmadon
wchodząc do domu.
-Nie tato, nic. - rzekł blondyn
patrząc w twarz swojego ojca który również dołączył się do
uścisku.
Nie wiedział czemu, ale kochał swych
rodziców najbardziej na świecie.
W tym samym czasie Clary siedziała
skulona na swoim drzewie.
-Czemu moje życie jest tak bardzo
skomplikowane. Nie mogę mieszać w to jeszcze Lloyda.
Mimo iż chłopak przechodził i
przeczesał las to nie znalazł swojej nowej przyjaciółki.
Strudzony leżał na kanapie w salonie gapiąc się od dłuższego
czasu w sufit. Niespodziewanie usłyszał trzask zamykanej książki.
Odwrócił głowę i zobaczył swojego ojca który z dziwnym
spojrzeniem wpatrywał się w niego.
-Coś się stało tato?
-To raczej ja powinienem się ciebie
spytać. Prawie cały czas gapisz się w sufit i jesteś nieobecny
myślami. Lloyd co się z tobą dzieje?
Nastolatek usiadł i spuścił głowę,
szukając dobrej wymówki.
-Ja... po prostu tęsknie za
chłopakami.
-Na prawdę?
-Tak. Spędziłem z nimi dużo czasu i dziwnie się czuje gdy ich zbyt długo nie ma.
-Tak. Spędziłem z nimi dużo czasu i dziwnie się czuje gdy ich zbyt długo nie ma.
Widać było na twarzy Garmadona troskę
i lekki smutek.
Blondyn był zdziwiony tym jak dobrze
poszło mu kolejne kłamstwo, chodź czuł w środku smutek.
-Mam w takim razie dla ciebie dobrą
wiadomość.
-Hę?
-Dostałem wiadomość od Wu. Napisał,
że wracają.
-Na prawdę?
-Tak. Będą u nas już jutro.
-To wspaniała wiadomość.
-Wiedziałem, że to cię pocieszy. -
rzekł starszy pan i znów wrócił do swojej przerwanej lektury.
-,,W taki razie będę mógł jutro
porozmawiać z Kaiem." - cieszył się w środku.
Następnego ranka zbudził go pewien
hałas. Gdy zbiegł na dół zobaczył w salonie swoich dobrych
znajomych.
-Chłopaki jesteście w końcu!
-Witaj Lloyd. - rzekł Zane.
-Witaj brachu. - rzekł Kai uśmiechając
się.
Wszyscy ninja wyszli z domu i
skierowali się w stronę lasu.
-Pięknie tu. - rzekł Zane.
-Ale skąd ten wiatr? - spytał Cole.
-Skąd, ja ci powiem skąd. Pewnie ...
- lecz Jay nie skończył, gdyż coś ujrzał. - Kto to jest? - spytał
wskazując na szparę pomiędzy drzewami.
Zielony ninja odwrócił głowę i
zobaczył znajome brązowe włosy.
-Clary? - spytał.
Wtedy ona wychyliła się i wszyscy ją
zobaczyli.
-Znacie się? - spytał Cole.
-Yyyyy..... tak. - odrzekł Lloyd. - To
jest Clary Swift. Niedawno się przeprowadziła. A to po kolei są,
czerwona bluza to Kai, biała to Zane, czarna to Cole a niebieski to
Jay.
-Miło cie poznać. - rzekł Zane na co
ona się uśmiechnęła.
Nie wiedziała czemu tu jest i to
akurat w tej chwili ale po prostu była w niej ciekawość.
-Ty i Lloyd to jakaś głębsza
znajomość? - spytał niespodziewanie Cole brunetkę puszczając oko
dla swoich przyjaciół.
-Cole, co ty wygadujesz? - spytał
speszony blondyn na co reszta ninja się roześmiała.
-,,Nie powinnam była tu przychodzić."
- pomyślała i gdy tylko się odwróciła pobiegła z prędkością
wiatru zostawiając za sobą jego posmak.
-Skąd znowu ten dziwny wiatr? - spytał
już nieźle poirytowany Jay.
-To od Clary obecności. - rzekł
blondyn.
-Hę? - spytała pozostała czwórka.
-Clary potrafi kontrolować wiatr. I
chyba jest nieświadoma tego, że któryś z jej rodziców był
mistrzem żywiołów.
-Mówisz poważnie? - spytał
zainteresowany Cole.
-Tak. Nie wiem tylko czemu się ukrywa.
-Jak to, ukrywa? - spytał Zane.
-Z tego co się dowiedziałem jej
rodzice nie żyją i całe życie opiekował się nią wujek którego
nienawidzi.
-Czyli co po protu uciekła? - spytał
Kai na co blondyn przytaknął głową.
-Całkiem ciekawa osoba. - rzekł Jay
W końcu gdy chłopaki obgadali już
wszystko, a to zajęło jakąś godzinę wrócili do pomieszczenia
skąd na samym początku z niego wyruszyli.
-Co tak długo? - spytała Nya
wychylając się ze swojego notesu w którym rysowała poprawki do
swojego stroju samuraja.
-Em... nic. - zaczął Cole.
-Po prostu mieliśmy dużo rzeczy do
obgadania. - odrzekł Jay, ratując się z opresji.
-A jakie to były rzeczy jeśli mogę
wiedzieć? - spytała nadal czarnowłosa próbując coś wydobyć z
swoich przyjaciół.
-Takie różne siostrzyczko. - zdążył
powiedzieć Kai, zanim Jay by się wygadał.
Wiedział iż Lloyd by im nigdy nie
wybaczył, gdyby powiedzieli o tym dzisiejszym dziwnym spotkaniu.
-Dzięki Kai. - wyszeptał blondyn gdy
się żegnali.
Mieli się spotkać również jutro na
tej samej polanie, by pogadać na osobności. Jednak nie wszystko
miało pójść zgodnie z planem. Jeszcze przed południem w lesie na
polanie spotkali się zielony oraz czerwony ninja. Oczywiście
rodzice tego pierwszego myśleli że chłopacy poszli do miasta. Jak
się grubo mylili.
-No to opowiadaj. - rzekł brązowowłosy
siadając na starym powalonym pniaku drzewa.
Blondyn usiadł na trawie i zaczął
opowiadać. Powiedział w jaki sposób ją poznał oraz spędził
dzień kilka dni temu w mieście.
-Stary to dopiero przygoda. -
podsumował to Kai.
-Wiem. Jednak nie chciałem
dzisiejszego zamieszania z chłopakami.
-Żałuj, że nie widziałeś swojej
miny. Wyglądałeś jakby cię zawstydzili.
-Ha ha ha bardzo śmieszne.
W końcu po szczerej rozmowie oboje
poszli w kierunku miasta by nikt ich o nic nie podejrzewał. Jeszcze
tej samej nocy obudziły go podejrzane hałasy. Gdy odsłonił
zasłony ujrzał znajomą twarz.
-Clary? - spytał otwierając okno na
oścież.
-Cześć Lloyd. Mogę wejść?
-Tak. Wchodź. A tak w ogóle jak się
tu dostałaś?
-Drzewo, wiatr i troch sprytu. - rzekła
uśmiechając się do przyjaciela.
-Rozumiem. Ale co cię do mnie
sprowadza?
-Ja... Muszę ci o czymś powiedzieć.
-Więc słucham. Ale musimy uważać
moi rodzice są za ścianą. A mój ojciec ma wyjątkowy słuch.
-Dobrze. Chcę ci powiedzieć że muszę
odejść.
-Jak to? Znowu uciekasz?
-Nie. Ale uwierz mi przeze mnie są
same nieszczęścia. Chciałam tylko powiedzieć żegnaj Lloydzie
Garmadonie. - wyszeptała i wyskoczyła przez okno.
-Nie! Clary. - krzyknął szeptem w
ciemność nocy.
Gdy już zniknął wiatr popatrzył w
górę gdzie lśniły gwiazdy oraz wielki księżyc.
-Czemu ja zawsze mam tak głupie
szczęście? - spytał samego siebie patrząc nadal w nocne niebo z
wielkim smutkiem na twarzy.
-Lloyd czemu nie śpisz? Coś ci się
stało synku?
Gdy się odwrócił zobaczył swoją
matkę stojącą w drzwiach.
-Nie. Wszystko w porządku. To przez tą
pełnie.
-Jesteś pewien?
-Tak. Zaraz znów spróbuje zasnąć.
Dobranoc mamo.
-Dobranoc. - rzekła zamykając za sobą
drzwi.
Blondyn stał jeszcze przez kilka minut
wpatrując się w martwą ciszę. Nie mógł zapomnieć o tym
dziwnym, szybkim i niezwykle bolesnym pożegnaniu. Nie mogąc
usiedzieć w miejscu zbiegł schodami na parter i wybiegł na dwór.
Musiał się chłopak jakoś wyżyć, dlatego biegł przed siebie bez
celu. Wrócił dopiero przed samym ranem wpadając do swojej sypialni
jak burza. Nie chciał dopuścić do swojej myśli, że ona odeszła.
Dlatego wiele razy szukał jej, lecz na darmo. Wiedział iż gdyby mu
na niej nie zależało to by jej tak zażarcie nie szukał. Od
tajemniczego zniknięcia dziewczyny minęło wiele dni aż pewnego
ranka...
-Ja otworzę. - rzekła Misako, gdy
niespodziewanie ktoś przed południem dobijał się do drzwi i z
całą rodziną siedzieli w salonie. - Witaj, kim jesteś? - spytała.
-Jestem Clary.
Gdy blondyn usłyszała ten głos po
prostu zdębiał.
-Przepraszam, ale nie znam cię.
-Wiem, ale muszę porozmawiać z
Lloydem.
-Skąd znasz mojego syna?
-Clary? Co ty tu robisz?
-Lloyd muszę z tobą natychmiast
porozmawiać.
-Zaraz moment, co się tu dzieje? -
spytał Garmadon, który dołączył do wszystkich w korytarzu.
-Mamo, tato to jest Clary Swift, moja
przyjaciółka. Clary potrafi kontrolować wiatr.
-Na prawdę? To niezwykłe. A tak w
ogóle to jak się spotkaliście?
-Mamo nie czas na takie pytania. Co się
stało?
-Chodzi o mojego wuja, znalazł mnie.
-Jak to? Gdzie on jest?
-Nie wiem, zgubiłam go w lesie.
-Clarisso, wiem, że tam jesteś. -
usłyszeli za drzwiami obcy, męski głos.
-O nie! - krzyknęła brunetka.
-Otwórz mi w tej chwili drzwi niewdzięczna dziewczyno, albo twoja kuzynka je wyważy.
-Moja kuzynka potrafi kopiować
wszystkie moce przeciwnika i używać ich jak własnych. - wyjaśniła
widząc pytające miny towarzyszy.
-O co tutaj chodzi? - spytała
zszokowana Misako.
-Clary uciekła z wyspy od swojego
złego wujka, który jest zły i całe życie ją więził. - rzekł
zielony ninja.
-Musimy otworzyć. Nie chce by
zniszczyli nasz dom.- rzekł Garmadon. - Bardzo go polubiłem.
-To nie czas na żarty. - rzekła matka
Lloyda i otworzyła drzwi.
-Nie!!! - krzykneli oboje
nastolatkowie.
Za progiem drzwii ukazał się
mężczyzna z dziwnymi bliznami na twarzy oraz w dziwnych stroju. A
koło niego stała czerwonowłosa dziewczyna.
-Chen! - krzyknął Garmadon.
-Garmadonie, jak miło cię widzieć.
Po tylu latach.
-Tato, wy się znacie?
-Niestety tak. Chen kiedyś był moim
mistrzem.
-Co?! - krzykneli młodzi.
-Widzę, że jednak ukrywasz tu moją
bratanicę.
-Bratanicę? Clary to jest twój
wujek?! - krzyknął Lloyd.
-Tak. Ale uwierz mi nienawidze go z
całego serca.
-Jakie miłe wyznanie. Dziękuje ci
moja droga. A teraz wracasz ze mną.
-Nie. Nie pozwolę ci wykorzystać
więcej mojej mocy.
-Ale nieposłuszna. Idziesz ze mną i
nikt nie ma prawa mi przeszkodzić! - krzyknął i złapał Clary za
rękę wyciągając ją na zewnątrz.
-Chyba jednak jest osoba, która ci
przeszkodzi.
-A kim ty jesteś dzieciaku? Skylar
zajmij się nim.
-Nie ojcze. Przybyłam tylko dlatego,
żeby się upewnić, że nie zrobisz dla Clary krzywdy. Ale widzę,
że twoje słowo jest nic nie warte.
-Ojej, córuś chyba na prawdę nie
sądziłaś, ze sobie odpuszczę takie smakowitę kąski jak wy.
Klaus zajmij się niepożadanymi gośćmi.
-Clary nie!
-A dokąd to mały! - krzyknął
pomocnik Chena.
-Zostaw mojego syna w spokoju.
-O prosze kogo my tu mamy, stary dobry
znajomy.
-Wy się znacie? - spytała Misako.
-Tak, ale się z tego nie cieszę.
Przygotuj się na walkę. A ty synu biegnij, uratuj ją.
Zielony ninja zostawił swojego ojca
który walczył z wrogiem oraz swoją matkę która walczyła z
strażnikami razem z Skylor.
Lloyd biegł za Chenem i Clary próbując
ich dogonić, ale nie mógł ich nigdzie znaleźć.
-Lloyd!
Gdy usłyszał znajomy krzyk pobiegł w
stronę gdzie ujrzał znajomą dziewczynę walczącą ze swoim wujem,
ale on był jakoś odporny na jej żywioł.
-Zostaw mnie wujku.
-Wujku? Nie jestem na prawdę twoim
wujkiem.
-Jak to?
-Twój ojciec był kiedyś również
moim uczniem, ale mnie zdradził. Zamiasta zostać przy moim boku i
pomóc mi zdobyć władzę wolał wrócić do żony i córki. Więc
żeby się odpłacić wykradłem cię, wysyłając do twojego ojca
fałszywy list, że ktoś wypuścił wężonów z więzienia.
-Ty draniu!
-Wiem. Ale jaki byłby ze mnie geniusz
zła, gdybym dopuścił byś poznała prawdę.
-To znaczy, że jednak moi rodzice
żyją?
-Żyją i mają się dobrze. Ale ty już
nigdy ich nie zobaczysz.
-Po moim trupie. - usłyszeli głos za
swoimi nogami.
-Lloyd! - krzykneła uradowana Clary
-Proszę, proszę, kogo my tu mamy.
Małego synka Garmadona. Co możesz mi zrobić mały?
-Uwierz mi, ale całkiem dużo. Ninja
Go! - krzyknął ruszając zielonym tornadem na wroga.
Chen nie spodziewał się ataku i był
zaskoczony jego siłą. Padł na ziemię nieprzytomny i pokonany.
-Lloyd!
-Clary!
I oboje wpadli sobie w ramiona.
-Nic ci nie jest?
-Nie. Dziękuje ci. Nareszcie jestem
wolna. I to dzięki tobie.
-Lloyd nic ci nie jest?
Gdy odwócili się ujrzeli biegnących
w ich stronę jego rodziców i jej fałszywą kuzynkę.
-Nie. - odrzekli oboje i się
roześmiali.
-Jeszcze raz bardzo ci dziękuje. -
rzekła i pocałowała go w policzek na co się zaczerwienił a
towarzystwo się roześmiało.
-Wiesz co mam ochotę zrobić coś
jeszcze, ale nie wiem czy to ci się spodoba.
-Ale co?
-Własnie to. - wyrzekł łapiąc ją
za oba ramiona i ją pocałował tym razem jednak w usta.
Uwierzcie mi trudno jest opisać minę
Garmadona i Misako.
-Synu... - wyrzekli.
-Lloyd... - wyszeptała Clary gdy się
od niej odsunął i tym razem to ona go pocałowała.
-Lloyd? - usłyszał swoje imię i się
odwrócił do swoich lekko zszokowanych rodziców.
-Powiesz nam dokładnie co się
wydarzyło? - spytała jego matka z błyskiem rozbawienia w oczach.
-Tak. Wracajmy do domu. Tam wam
wszystko opowiem.
Gdy Misako oddaliła się z Clary,
Garmadon szedł z Lloydem.
-Gniewasz się na mnie tato?
-Nie. Ja po prsotu jestem bardzo
zdziwiony, że mój synek znalazł miłość. Przypominasz mi mnie i
swoją matkę w młodości.
-Na prawde?
-Tak. - rzekł pocierając jego włosy
na głowie doprowadzając do nieładu.
-Ej! Bardzo długo układałem ten
fryz.
I oboje roześmiali się głośno a
kobiety patrzyły na nich z wielkim zdziwieniem i rozbawieniem.
C.D.N :D
C.D.N :D